piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VIII

     Obie dziewczyny wypuściły mnie na plac luźno. O dziwo nie było tam żadnego innego konia. Byłem tam tylko ja i ten człowiek. Jakieś dwa metry od ogrodzenia, stał drugi płotek. Tworzyły korytarz. W środku tego tunelu stały stojaki, na których podtrzymywały się drągi. To chyba były przeszkody. O nie... Nie potrafię skakać!

     Mężczyzna strzelił patykiem. Czarna rzecz, którą trzymał miała na końcu sznurek. Kiedy gwałtownie poruszał dłonią, to coś wydawało straszny dźwięk. Nasłuchiwałem się temu z zaciekawieniem. Stałem w miejscu z nastawionymi do przodu uszami. Nagle z twarzy dwunożnego stworzenia zniknął uśmiech. Podszedł bliżej i strzelił kijem w mój zad. Auć! Bolało jak nie wiem co. Natychmiast ruszyłem galopem. Uciekałem, ale za każdym razem gdy chciałem podejść bliżej człowieka lub zatrzymywałem się dostawałem po zadzie.

  - Przed batem nie uciekniesz! - krzyczał pan.

   Bat
?! Nie wiedziałem co to, ale bałem się tego. To coś goniło mnie. Zawsze było tam, gdzie ja. Kiedy skręcałem w prawo, on też. W lewo było z resztą tak samo. Trzymałem się blisko ogrodzenia. Uciekałem najszybciej jak mogłem. Wreszcie przed nosem wyrosła mi przeszkoda ustawiona idealnie na szerokość korytarza. Galopowałem na nią pełnym gazem. W pewnej chwili, kiedy byłem jakieś trzy foule od przeszkody, zatrzymałem się. Byłem w tunelu. Stałem w miejscu i ciężko oddychałem. Człowiek wściekł się i zmierzał w moją stronę. Myślałem, że chce mnie już stąd zabrać. Marzyłem, że to się za chwilę skończy. Myliłem się. Kiedy tylko podszedłem, złapał mnie za kantar i zaczął lać po słabiźnie, pysku i zadzie. Bolało. Spróbowałem go kopnąć. Udało mi się. Trafiłem w rękę. Niestety, on odpowiedział tym samym. Kopnął mnie ze wszystkich, swoich sił w brzuch. Bałem się zadać następnego ciosu.

   Akcja powtórzyła się. Znowu uciekałem przed batem i znowu najeżdżałem na przeszkodę. Była taka kolorowa i straszna. Kiedy tylko wjechałem do tunelu, dostałem po łopatce. Nie miałem wyboru. Byłem zmuszony by skoczyć. Zrobiłem to. Miałem nadzieję, że to koniec męczarni, ale to był dopiero początek. Człowiek chciał więcej. Cały czas podwyższał przeszkodę. Raz nawet było czterdzieści centymetrów. Nie pytajcie skąd to wiem. To dużo, przynajmniej dla mnie. Kiedy już skoczyłem ostatni raz, pan w czarnych okularach uśmiechnął się i poklepał mnie po szyi. Odruchowo odskoczyłem. Myślałem, że chce mnie uderzyć. Zmarszczył brwi i odwrócił się w stronę wyjścia. Zawołał te dwie dziewczyny, które z powrotem zaprowadziły mnie tą samą drogą do stajni. Moje mięśnie bolały, bardzo bolały. Cały czas były napięte. Już wiedziałem dlaczego ten kary koń tak boi się tego Mężczyzny.  Ja z resztą też. Gdyby tylko był tu Diego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz