Nie było dobrze. Plama krwi się powiększała, a noga coraz bardziej bolała. Weterynarz wbił mi igłę w szyję i wstrzyknął coś. Skuliłem uszy. Moje szanse na karierę sportową poszły hem daleko stąd. Starsza pani zasłoniła buzię ręką i otworzyła szeroko oczy. Było widać w nich strach, troskę a na dodatek przerażenie. Super, pierwszy dzień życia zostanie na zawsze w mojej głowie. Na nadgarstku była rana. To pewnie przez ten skok przez płot. Wyglądała okropnie. Krwawiła. W środku było pełno drzazg. Starsza pani, która z tego co wiem nazywała się Lucy, zaczęła rozmawiać z weterynarzem. Po krótkiej chwili podeszła do młodszej dziewczyny i przytuliła ją. Powiedziała jej, że Diego nie będzie jej koniem, bo muszą się z czegoś utrzymywać. Ta się rozpłakała i patrzyła na Diego. Pani Lucy podeszła do pary stojącej za weterynarzem i coś im mówiła. Państwo, poprosili o wyprowadzenie Diega z łąki. Słyszałem jak rozmawiają pomiędzy sobą ludzie.
Diego ma dwa miesiące. Jest folblutem. Tyle przynajmniej usłyszałem. Kazali mu biegać na sznurku i pokazywali jak podaje im nogi. Dziwne zwyczaje. Kiedy Diego został wyprowadzany z wybiegu, mnie opatrywał Weterynarz. Pocieszał mnie klepiąc po szyi. Na nadgarstek nałożył mi opatrunek, a wcześniej wyjął mi pęsetą wszystkie drzazgi przy okazji dezynfekując ranę. Nastolatka podeszła do mnie i z łzami w oczach pocałowała mnie w czoło. To było miłe.
Godzinę później siedziałem w boksie z mamą i piłem mleko. Usłyszałem jak Pani Lucy rozmawia przez telefon.
- Niestety Skrypt nie będzie się nadawał na skoczka. Dziś nabawił się kontuzji, która wpłynie na jego trening i nie pozwoli mu na wysokie skoki. Ale może być koniem ujeżdżeniowym bądź rekreacyjnym - Mówiła kobieta.
- A Diego? Wyglądał na porządnego, zdrowego konia. - odezwał się głos w słuchawce.
- Diego będzie droższy o jakieś swa tysięce. Ma w sobie potencjał.
- To weźmiemy oba konie. Jeden do rekreacji a drugi do sportu. Kiedy będziemy mogli po nie przyjechać?
- Za rok. - odpowiedziała krótko Panna Lucy.
- Jasne, dziękujemy bardzo.
Okazało się, że to ci Państwo. Byli kupcami! Czyli będę koniem rekreacyjnym?! Czemu ja mam takiego pecha? Ja chcę cofnąć ten dzień i nie skakać przez płot. Nie bać się weterynarza. Zostać przy mamie. Oto nauczka na przyszłość. Zawsze trzymaj się mamy. Z nią ci nic nie grozi, ale obecnie ze świeżą trawą mogę pożegnać się na jakiś czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz