niedziela, 3 kwietnia 2016

Rozdział XV

       Klacz zwolniła i zatrzymała się przy ogrodzeniu. Zrobiłem tak samo. Staliśmy pod drzewem, które rosło tuż przy placu. Trzeba było to jej przyznać. Ma klaczka kondycję. Kiedy z mojej szyi strumieniami spływał pot, ona stała, jakby przebiegła kłusem zaledwie kilka metrów. Jej nogi miały bardziej rozbudowane mięśnie niż moje. Na łbie widniała u niej śliczna latarnia. Ogon był do połowy czarny, a grzywa długa i poplątana. Wyglądała zupełnie inaczej niż ja. Mój ogon jest cały ciemny. Grzywa krótka i rozczesana, a na czole nie mam żadnej odmiany.

     Odwróciłem głowę i spojrzałem w stronę Igi. Rozmawiała z Mikołajem. Jej potylica zmieniła kolor podobny do jabłka. Ludzie codziennie zadziwiają mnie czymś nowym. Nie miałem pojęcia, że potrafią zmieniać kolory. Postanowiłem sprawdzić czy wszystko z nią dobrze. Ruszyłem stępem w stronę nastolatki. Kiedy dotarłem, wysunąłem głowę w stronę schodków na których siedziała. Dziewczyna pogłaskała mnie po czole, nie tracąc ze wzroku chłopaka. Mówiła do niego inaczej niż do kogo innego. Patrzyła na niego z lekkim uśmiechem na twarzy. Czułem, że się stresuje. Trąciłem ją głową, ale ona nie zareagowała. Postanowiłem ponowić próbę, tyle, że tym razem użyłem zębów. Zaczepiłem delikatnie ją za ramię. Dwunożna zmarszczyła brwi, popatrzyła w moją stronę i odepchnęła mnie ręką.

     Po chwili dołączyła do mnie Galicja. Podeszła bliżej i zaczepiła mnie gryząc mnie w szyję, a następnie pośpiesznie odeszła parę kroczków. Postanowiłem się jej odpłacić. Bez namysłu odwróciłem się na tylnych nogach, po czym zagalopowałem do niej. Ona zrobiła to samo. Klacz przyśpieszyła tempa. Galopowała coraz szybciej. Skracała wszystkie możliwe zakręty. Jej ogon bujał się na wszystkie boki, a grzywę rozwiewał wiatr. Srokata sierść klaczki odbijała się w słońcu. Galopowaliśmy tak razem dobre kilka kółek, aż zabrakło mi sił. Powoli zwolniliśmy. Przeszliśmy do najwolniejszego chodu i usłyszeliśmy otwieranie bramki. Na plac wszedł mężczyzna w czarnych okularach. W ręce miał bat. Mogłem podejrzewać już jakie ma zamiary.

      Napiąłem wszystkie mięśnie. Kuląc uszy na człowieka ostrzegłem Galicję przed niebezpieczeństwem. Widziałem jak oblewa ją strach i powoli zbliża się ku paniki. Dwunożny zmierzał  w jej stronę. Postanowiłem obserwować co zamierza zrobić. na twarzy mężczyzny pojawił się złośliwy uśmiech, a zza tułowia wyjął bat, trzymany w ręce.  Wtedy wiedziałem, że trzeba działać. Bez namysłu dołączyłem do klaczy i stanąłem przed nią dęba. Bałem się niesamowicie, ale nie mogłem pozwolić na to, by skrzywdził klacz. Dwunożny krzyknął i strzelił batem. Cofnąłem się kilka kroków w tył i ponownie uniosłem przednie nogi w górę. Człowiek zmarszczył brwi. Z jego twarzy zniknął uśmiech. Wydobył z siebie niski, głośny dźwięk. Wykrzyczał moje imię. Zarżałem po czym poczułem, że coś wpadło mi do oka. Zdążyłem jedynie zobaczyć rękę rzucającą piasek, przerażoną minę Igi i przednie kopyta. Straciłem równowagę, upadłem do tyłu.

     Przez chwilę leżałem na piasku. Nie miałem siły wstać. Słyszałem różne rozmazane głosy. Czułem ból, strach i... dotyk dłoni. Ujrzawszy przed sobą Igę, przypomniałem sobie o Galicji. Zarżałem głośno, ale niestety nie usłyszałem odpowiedzi. Postanowiłem podjąć się próby wstania. Wyprostowałem przednie nogi. Kiedy chciałem się na nich podciągnąć znów upadłem. Iga uspokajała mnie. Była zdenerwowana. Jej ręce trzęsły się. Zamknąłem oczy. Nie pozostało mi nic innego jak czekać.


1 komentarz:

  1. Co będzie dalej? D; Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział

    OdpowiedzUsuń