niedziela, 6 marca 2016

Rozdział XII

     Ostatni koń właśnie wracał z treningu. Tyle, że on nie zmierzał w stronę padoków, na których obecnie stałem. Człowiek skręcał z nim do stajni. Kiedy gniady wierzchowiec zniknął w drzwiach budynku, usłyszałem cmokanie. Przy furtce stało kilku stajennych z uwiązami w ręku. Każdy z nich podszedł do innego konia i podpiął mu pod kantar sznurek. W moją stronę zmierzał wysoki, szczupły i brudny mężczyzna. Sprowadzili nas do stajni.

    Kiedy wszyscy znaleźli się w swoich boksach, dostaliśmy obiad, składający się owsa i marchewek. Pod drzwiami od stajni stało kilka osób. Przerwałem na chwilę jedzenie i postanowiłem się przyjrzeć im bliżej. Wśród nich stała ta sama nastolatka, która wzięła mnie na spacer. Poczułem strach, a zarazem ulgę. Po długiej rozmowie z innymi ludźmi, skręciła w stronę mojego boksu. W rękach miała dziwne kawałki drewna z włosami. W ogóle nie wiedziałem co to jest, ale czułem, że to raczej nic ciekawego. Dziewczyna podeszła do mnie spokojnie. Wystawiła dłoń ze smakołykiem w kierunku mojego pyszczka. Zawahałem się, ale po krótkiej chwili uznałem, że czemu nie. Zjadłem przysmak, natomiast ona w tym samym czasie pogłaskała mnie po szyi. W drugiej, brudnej ręce cały czas trzymała owłosione drewno.

     Po chwili zza siebie wysunęła to ,,coś'' w moją stronę. Odruchowo cofnąłem się krok do tyłu.
 - To tylko szczotka. Nie bój się - mówiła spokojnym głosem.
Szczotka. Tego mogłem się spodziewać. Znów coś nowego, okropnego, a zarazem głupiego i bezużytecznego. Jednym słowem - kolejny pomysł człowieka. W prawdzie to trzy słowa, ale mniejsza o to. 

     Nadal nie chciałem podejść bliżej. Za to dziewczyna nie wahała się ani trochę. Podeszła bliżej i dotknęła miękkimi włosami, ciemnej szczotki mojej łopatki. Czułem długie ruchy, wiodące wzdłuż mojej szyi kończące się na brzuchu.  Napiąłem wszystkie mięśnie. Zacząłem przebierać nogami. Niestety nastolatka czesała dalej. Powoli ogarniała mnie panika. Skuliłem uszy. Postanowiłem, że już koniec. Podszedłem bliżej wyjścia i zanim dziewczyna zareagowała, pyskiem popchnąłem drzwi, które chwile później otworzyły się. Chyba wiadomo co zrobiłem. Wybiegłem kłusem z boksu. Truchtałem sobie przez stajnię. Niestety moja wolność trwała krótką chwilę. W budynku było pełno ludzi którzy usiłowali mnie złapać. Wszędzie słyszałem swoje imię. Teraz dopiero było strasznie.

      Nie wiedziałem gdzie uciec i co robić. Rżałem do innych koni. One odpowiadały mi tym samym. Większość z nich kopała w boksy. Były zdenerwowane tak jak ja. Ludzie uspokajali je. Ja w tym czasie szukałem wyjścia. Kiedy wreszcie je znalazłem, postanowiłem jak najszybciej je wykorzystać. Jednakże coś mi w tym przeszkodziło. Poczułem, jak coś, a raczej ktoś mnie ciągnie za grzywę. Obróciłem się. Za włosy trzymał mnie pan w czarnych okularach. Skamieniałem. Mężczyzna uśmiechnął się i szarpnął moją krótką grzywą. Nic nie poczułem, ale i tak bardzo się wystraszyłem. Natychmiast uspokoiłem się. Wiedziałem, że jeżeli będę jeszcze bardziej panikować, będzie bolało coraz mocniej.  Pozwoliłem założyć mu siebie kantar. Pan odprowadził mnie do boksu. Kiedy wchodziłem dostałem kilka razy ręką po chrapach. Bałem się. Nie wiedziałem co będzie dalej. Pan w okularach zamknął drzwi i odszedł, natomiast ja stałem wystraszony w boksie. Ujrzałem niewinne, wystraszone i smutne oczy nastolatki. Patrzyła na mnie. Spuściłem głowę. Miałem dość. 

2 komentarze:

  1. Extra blog i nie mogę się doczekać kolejnego posta :)
    Pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się spodobał mój blog ;) Również pozdrawiam,
      ~ Skrypt

      Usuń